Ostatnio Maks, na babcinym
komputerze rysuje obrazki w stylistyce Railroad Tycoon II. To jest bawi się
tylko edytorem plansz. To zrobi zimę, to narysuje buzię i oczka na istniejącej
planszy przy pomocy rzeki, ułoży zapętlone niemożebnie linie kolejowe lub odkryje,
że można stawiać domki i fabryki oraz najważniejsze - drogi. I malec buduje
miasteczko za miasteczkiem. Czasem zbuduje stacje i puści parę lokomotyw.
On jeszcze nie wie, ale w domu
czeka na niego Lego Star Wars "The Complete Saga". Pozwolę odkryć mu ten
"prezent" za jakiś czas, by tak od razu, po powrocie od babci, nie
rwał się do konsoli.
A u mnie? Chęć oddania
Ezronymiusa (moja postać z EvE Online) obcym ludziom została (na szczęście)
storpedowana przez moją małżonkę oraz przez większą część korporacji w samej
grze. A miałem taką piękną wizję wyciągnięcia kilkuset ojro za gadżet
doczepiony do tej postaci… ale też znając siebie, za tydzień bym żałował. To
jakby sprzedać część siebie. Nie napisałem "sprzedać". Byłoby to
sprzeczne z EULA gry! ;-)) Podobnież, szansę dostały dawno nie-grane giery na
PS3, które miały być oddane za inne gry. Ale pomyślałem sobie, że muszę
przystopować - nowe gry pewnie podzieliłyby los poprzedniczek i po paru
wizytach w PS3, wylądowałyby z etykietką "nie chcę w nie już grać".
Oczywiście, kierując się chwilowym zamroczeniem, dodaję "nigdy". Bo
nie mam czasu, bo rządzi jakaś inna gra. A nie jest to prawda.
PS3 kupiłem na lata (vide
Playstation 2, które w niezmienionej formie jest na rynku 12 lat i nadal
wychodzą na nią nowe tytuły). Maks dorośnie - to sobie pogra. A i mnie, jak
trafi za miesiąc, dwa lub dwanaście i będę chciał zagrać, to nie będę się
trapił. Tak jak teraz, tęsknię za…
Metal Gear Solid 4: The Guns Of
The Patriots. Z tą grą kupiłem konsolę. Niesamowity klimat (skradanka,
bohaterem jest żołnierz z sił specjalnych, akcja dzieje się w niedalekiej
przyszłości na Bliskim Wschodzie), wykonanie (dźwięk wielokanałowy, grafika HD)
oraz nowy sposób rozgrywki (widok TPP oraz dużo czynności jakie może wykonać
postać) z początku mnie onieśmielały. I to tak, że po paru próbach i porażkach
(jak tu sterować padem?! Ja chcę myszkę!) gra poszła w odstawkę, by wreszcie
zostać przehandlowaną za slahera (tj. siekankę) Devil May Cry 4. Minęło pół
roku i przypadkowo trafiłem na recenzję Metal Gear Online. Gry opartej na
silniku (i świecie) gry MGS4, której akcja to zmagania 8-mio osobowych zespołów
graczy przeciwko sobie. Ściągnąłem z PSN demo. Odpaliłem, pograłem. No i masz.
Przez ten czas, pad stał się dla mnie super narzędziem kontroli, lepszym niż
klawiatura i myszka. Więc sterowanie postacią przestało stanowić problem. Ale
by pograć w MGO trzeba mieć… MGS4 (!!!). Więc czeka mnie kupno MGS4 (przy
okazji nakręciłem się na fabułę z MGS4).
By dać odleżeć idei grania w
MGO/MGS4 postanowiłem ograć się kompletnie w grę, którą katuję już trzeci
miesiąc - Fallout 3 (w pewnym momencie ją też chciałem oddać za inną). F3 to
gra bardziej ponura niż poprzednie części. Dużo w niej FPP oraz RPG. Ale
właśnie przez widok z bliska rzeczywistość post-nuklearna nie wygląda już tak
zabawnie jak w rzucie izometrycznym 3D z poprzednich części. Tu wrażenie jest
bardzo przygnębiające, szczególnie, że kolor popiołu jest zawsze taki sam -
szary. Krwawe zakończenia walk czy widok ohydnych, przerośniętych insektów jeszcze
to potęguje. Ktoś pomyślałby - gra już trzeci miesiąc i jeszcze mu mało? A tak.
Gra - to pojęcie na wyrost. Raczej to jest 3-4 h w tygodniu, więcej się nie da.
No i odkrywam Pustkowia grając na najwyższym poziomie trudności i trenuję się
tylko w walce wręcz. Jest to droga przez mękę, ale sprawia frajdę. Moja postać
ostro "daje w żyłę", więc z super wysokich statystyk ustawionych na
początku gry pozostało ledwie wspomnienie. Powoli, przyzwyczajam się do myśli,
że gram wrakiem człowieka, który w walce wręcz jest dopiero dobry jak się
"dopali" i ubzdryngoli. A gra - im dalej, tym trudniej - staje się bardziej mordercza.
Jak na razie miotam się po południowym wschodzie, bez broni, bez leków. Być
może jak znajdę shootgun'a - to pójdzie łatwiej. I tu Fallout 3 broni się -
jest to gra bardzo różnorodna, gdzie style gry można zmieniać częściej niż w
poprzednich częściach, bo mimo paru, niewybaczalnych błędów (jak brak wagi
amunicji, czy zatrzymanie akcji w grze by sięgnąć do plecaka - oba błędy
strasznie rażą w rpg) gra się inaczej. No i po każdym loadingu, rzeczywistość
gry jest trochę inna (co dla mnie nie ma znaczenia, bo nie gram na zasadzie
"optymalizacji" każdej akcji, i jeśli np. walka się nie powiedzie -
robię reload stanu gry, by ją lepiej powtórzyć. Load'uję tylko wtedy gdy postać
zginie).
Wrogiem Fallouta 3 początkowo
miało być Mirror's Edge. Naczytałem się o tej grze (symulator parkoura w trybie
FPP, w świecie sci-fi), ściągnąłem demo, komiks. Pograłem trochę w demo. Już
miałem wymienić się z kimś na ME oferując F3 właśnie. Ale przyszło
otrzeźwienie. Wait, momento… przeca demo odpalałem, racja, z 10 razy, ale za
każdym razem przechodziłem może do połowy i potem przerywałem. Czy poza
fascynacją nowością, gdyby zakupił pełną grę - grałbym w nią tak jak chociażby
w Fallouta? Obiecałem sobie solennie, że najpierw przejdę całe demo Mirror's
Edge. Do napisu "koniec, kup pełną wersję". I dopiero wtedy podejmę
decyzję. A Fallouta 3 zatrzymam, bo mimo swego mroku i ponuractwa, ta gra ma to
coś, co przykuwało mnie na długie godziny do Fallout i Fallout 2.
I do zapamiętania na przyszłość:
nie podejmować decyzji o pozbywaniu się gier ad hoc! Dzięki temu, że dawno
temu, po tym jak nagrałem się w Railroad Tycoon II, gra bezpiecznie wylądowała
na półce, teraz po X latach mój syn może w niej tworzyć własne miasteczka. I o
to chyba chodzi!
12 stycznia 2009
Tekst oryginalny pochodzi ze strony Grania Czas!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz