sobota, 31 grudnia 2016

Moja mała księżniczka

Nie posiadam telewizora [Stare dzieje, znów polubiłem się z TV - dop.red.], więc rzadko zdarza mi się oglądać telewizję samą w sobie. Ale czasami bywają i takie sytuacje. Pewnego razu trafiłem w zakamarki kanału Cinemax na seans “Mojej małej księżniczki”. Chyba najwyższa pora zainstalować kablówkę…

Film jest naprawdę dobry. Porusza, wzbudza kontrowersje, zdecydowanie nie pozwala przejść obok niego obojętnie. Historia matki wykonującej zmysłowe, erotyczne zdjęcia 10-letniej córce porusza się w sferze kwestii zakazanych, pokazując z bliska i bez ogródek temat tabu - dla niektórych osób niebezpiecznie zbliżający się ku pedofilii. Nie ma oczywiście co oczekiwać “gorących” scen i pornografii - to nie ta kategoria. W filmie główną rolę odgrywają relacje między pokwitającą córką, a może nieco toksyczną rodzicielką.

Hannah - matka młodziutkiej Violetty - żyje dniem, obracając się wśród śmietanki francuskiego mieszczaństwa, utrzymując się dzięki nie do końca jasnym relacjom z mężczyznami oraz z tworzenia sztuki. Jest fotografką. Kocha swoją córkę, ale rzadko ma dla niej czas - małą zajmuje się babcia. W pewnym momencie Hannah dostrzega w dziecku pewien potencjał i zaczyna wykorzystywać Violettę jako modelkę. “Wykorzystywać” jest tu wyrażeniem jak najbardziej na miejscu - kto obejrzy film, zrozumie, że inaczej tego nazwać nie można.

Oczywiście sesje zdjęciowe wywierają olbrzymi wpływ na psychikę małej Violetty. Zmienia swój strój, zachowanie wobec koleżanek oraz przedstawicieli płci przeciwnej. Kilkukrotnie w trakcie seansu zdarzyło mi się pomyśleć - “okej, mała, wszystko pięknie, ale masz 10 lat, zastanów się co robisz”. W końcu rodzinką zaczyna interesować się opieka społeczna…

Smaczku historii dodaje fakt, iż jest oparta na biografii reżyserki i autorki scenariusza, Evy Ionesco, która w wieku 12 lat również pozowała swojej matce, niejednokrotnie całkowicie nago… W dzisiejszych czasach takie coś nie miałoby prawa bytu - nawet Google zaczęło bardzo intensywnie walczyć z tematyką preteen-models. I całe szczęście - bo czasy się zmieniły… w nieco złym znaczeniu tego słowa. Pewne sprawy nie powinny być wdrażane w nasze życie zbyt wcześnie. Film doskonale pokazuje, dlaczego.

Od strony technicznej również nie można mieć zastrzeżeń. Ujęcia są nieco onirystyczne, sceneria często niedoświetlona, a scenografia i rekwizyty tworzą pewien charakterystyczny klimat, odsłaniając nieco zepsucie społeczeństwa. Nie można oczywiście zapomnieć o świetnej, pozbawionej mdłych emocji grze aktorskiej, zarówno Isabelle Huppert w roli matki, ale przede wszystkim Anamarii Vartolomei w znakomitej kreacji Violetty. Aktorki nie są zbyt popularne, co jest w tym wypadku ogromną zaletą, gdyż w trakcie seansu nie nabiera się skojarzeń z innymi filmami. Dla osób nie urządzających sobie prelekcji przedseansowych warto dodać dodatkowo, iż historia nie tylko oparta jest na faktach, ale i sama panna Vartolomei swym wyglądem bardzo przypomina dwunastoletnią Evę Ionesco.

Filmu nie można nazwać dobrą rozrywką. Dla niektórych może być on trudny do oglądania ze względu na poruszane w nim kwestie. Niewątpliwie jednak warto dać mu szansę - to bardzo udana produkcja, w dodatku całkiem młoda, a więc sposobem realizacji przystępna nawet wybrednym widzom.

Premiera: 11 maja 2011
Reżyseria: Eva Ionesco
Scenariusz: Eva Ionesco, Marc Cholodenko, Philippe Le Guay
Czas trwania: 105 minut
Obsada:
Isabelle Huppert, Anamaria Vartolomei, Denis Lavant, Jethro Cave, Georgetta Leahu

1 komentarz:

  1. dzięki! Bardzo ciekawy film, chociaż raczej takich zwykle nie ogladam

    OdpowiedzUsuń